środa, 13 listopada 2013

Kapliczka św. Jacka Odrowąża w Koszęcinie w legendzie


Działo się to w trzynastym stuleciu, gdy św. Jacek poruszał się starym szlakiem handlowym z Krakowa, przez Woźniki, zmierzając w swoje rodzinne strony, do Kamienia Śląskiego. Legenda głosi, że nasz górnośląski święty uchodził przed prześladowaniami, jakie miały miejsce na Rusi Kijowskiej. Zdrożony, postanowił wypocząć w koszęcińskim lesie, wcześnie jednak skrupulatnie ukrył przenoszone relikwie oraz kielich z hostiami. W miejscu ukrycia świętego skarbu, ukazywała się cudowna poświata, co poskutkowało później wystawieniem przez koszęcińską społeczność kapliczki poświęconej św. Jackowi, założycielowi Zakonu Dominikanów w Polsce.

 CZY ŚW. JACEK BYŁ W KOSZĘCINIE

 (Legendy koszęcińskie. opr.J.Myrcik)
 

grafika: Mirosława Wirtek



To działo się chyba w początkach XIII wieku. Koszęcin już na pewno istniał i rządzony był przez Piastów Opolskich. Nasi przodkowie płacili już wówczas pewien podatek dla kościoła w Kamieniu Śląskim pod Opolem. Właśnie w tej miejscowości urodził się pod koniec XII wieku święty Jacek, o którym będzie ta legenda.

Ten wielki święty miał prawdopodobnie krewnych na koszęcińskim zamku, których być może w dzieciństwie odwiedzał. Później, kiedy już został księdzem w zakonie Dominikanów, wybrał się daleko od rodzinnych stron, gdzieś na Litwę i Ruś, aby tam nawracać lud do Boga. Kiedy Jacek dotarł tam wraz ze swoimi towarzyszami, zobaczył spustoszone kraje. Trwały tam niekończące się wojny. Wojska tatarskie napadały na miasta i wioski i paliły dobytek ludzi. Prześladowali także misjonarzy, a wielu z nich zabili, rabując później wszystkie świętości z kościołów. Święty Jacek nauczał przez dłuższy czas w Kijowie, do którego to miasta zbliżały się hordy tatarskie, niosąc z sobą zniszczenia i śmierć. Trzeba było św. Jackowi wraz ze swymi pomocnikami uciekać. Zabrali ze sobą drogocenne kielichy i monstrancje, i nocą opuścili miasto. Droga była długa i trudna.
Szli przez gęste bory i zarośla, przez podmokle poła i piaszczyste wydmy. O chłodzie i głodzie szli na zachód. Po kilku tygodniach bardzo męczącej drogi znaleźli się w okolicach Koszęcina. Ale wojska tatarskie już ich dopędzały, chcą złupić ich skarby. Nie było innej rady jak czem prędzej ukryć niesione ze sobą świętości. Na skraju lasu, przy dzisiejszej ulicy prowadzącej na Piłkę znaleźli głęboką jamę prowadzącą w głąb ziemi. Tam pośpiesznie ukryli skarby, miejsce starannie zamaskowali i uciekali dalej i dalej.
Tatarzy przez dłuższy czas przebywali na naszych ziemiach, a kiedy zostali stąd przepędzeni, zakonnicy wracali z powrotem na wschód. Po drodze szukali bezskutecznie miejsca gdzie ukryli skarb. Pewnego wieczoru, kiedy zmęczeni zasiedli przy ognisku, zobaczyli w oddali wielką łunę jakby na ziemię spadła ognista kula. Było to niespotykanie zjawisko, które wędrowców bardzo przestraszyło.
Mówili jeden do drugiego: co by to mogło być? czegoś podobnego w życiu nie widzieli. Po pewnym czasie przełamali strach i pośpiesznie udali się tam gdzie „świeciło". Dziwne światło wychodziło z głębokiej niszy, w której zostawili kielichy i monstrancje uchodząc przed Tatarami. Radość była ogromna. A kiedy okazało się, że nawet hostie święte, umieszczone w kielichach są świeżuteńkie i białe jak śnieg, padli wszyscy na kolana, zanosząc do Boga dziękczynną modlitwę.
Także mieszkańcy Koszęcina dowiedziawszy się o tym wydarzeniu, coraz częściej chodzili się tam modlić. Miejsce to uchodziło za święte. Postawiono tutaj po latach piękną kapliczkę z figurą św. Jacka, aby  wszyscy wiedzieli, że jest to miejsce, gdzie przed wiekami zaświeciły boskim światłem ukryte w kielichach hostie.
 

2 komentarze:

  1. Piękna historia do mojego bloga: http://jorgtrab.blogspot.com/. Muszę tylko nawet wiosną pojechać w tamte strony i zrobić kilka zdjęć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę przy okazji nie zapomnieć o innych koszęcińskich kapliczkach :)

    OdpowiedzUsuń