O strachach w koszęcińskim pałacu
Ciocia, siostra
mojej babci (...) lubi opowiadać o Koszęcinie, gdzie przez wiele lat pracowała
w pałacu. Zawsze wieczorem zamykała wszystkie pomieszczenia i gasiła światło.
Pewnego dnia po skończonej próbie ciocia zawołała, by artyści już schodzili.
Nikt nie odpowiadał, a słychać było hałasy. Ciocia podeszła do drzwi, otworzyła
je, a tam już nikogo nie było. Innego dnia zamykając komnatę zwaną „zieloną",
zajrzała do środka i
ujrzała trumnę ze zmarłym. Rano w komnacie nic nie było. Nie tylko ciocia, ale
także wielu innych pracowników często słyszy muzykę, tańce, trzaski talerzy i
sztućców dochodzące z sali baletowej. Po otwarciu drzwi hałasy nikną
Opowiadała kobieta l.77 Sadów,
zapisywała S. Mizera w 2008r.[1]