środa, 30 kwietnia 2014

30 kwietnia / 1 maja - Noc Walpurgii na Śląsku



Pierwszy dzień maja to nie tylko świeto ludzi pracy. 1 maja to w dawnej tradycji śląskiej święto Walpurgii - początek lata* . Tak o przestrzeganych w tym zwyczajach pisał J.M. Fritz (cytowany przez Kolberga) :
Zwyczaje wiosenne1

Noc Walpurgii
Wiosna. W miarę jak z wiosną wszystko na ziemi odradza się, w nocy Walpurgowskiej, tj. dnia l maja2, według podania, rzesze duchów zlatują się na miejsce umówione, by wspólnie piekielne tam odbyć gody. Dla duchów śląskich droga do Łysej Góry (Broken), gdzie piekielny ów sabat odbywa się, za daleka, a przejażdżka na widłach lub miotłach zapewne zbyt uciążliwa; wolą więc one pozostać na miejscu, by tu dokuczać ludziom i ich dobytkowi.
Aby złowrogiemu wpływowi tych duchów nie dać przystępu, troskliwa o chudobę swą gospodyni szczelnie zamyka obory, kładąc przede drzwiami kawałek świeżej darniny, który szkodnik dopiero po zliczeniu wszystkich źdźbeł trawy przestąpić potrafi. Zadanie to trudne i dużo czasu zabierające, a ponieważ z uderzeniem pierwszej godziny po północy piekło traci swą władzę, gosposia jest przekonana, że tym sposobem krowom i cielętom nic złego się nie stanie. W wielu miejscach na drzwiach i oknach święconą kredą kładą nadto znak Krzyża św., wtykając zarazem świeże gałązki w gnojowiska.
Moje
W tejże samej nocy l maja (gdzie indziej i w nocy przed Zielonymi Świątkami) parobcy przed mieszkaniami swych bogdanek ustawiają jeden lub więcej masztów, na wierzchu pękiem kwiatów ozdobionych, stosownie do liczby czcicieli; stare panny zaś obdarzają zeschłym kijem, w zwiędłe kwiaty ubranym.

Zielone Świątki i w Śląsku słusznie noszą nazwisko swoje, bo wszędzie, gdzie spojrzeć, świeci kolor nadziei, a tataraku i gałęzi ogromna wychodzi ilość.
 
J. M. Fritz Zwyczaje i obyczaje ludu w Szlązku pruskim. „Tygodnik Ilustrowany" 1865 nr 320 s. 202.
2 Dzień l maja w kalendarzach śląskich poświęcony jest św. Walpurdze, córce Ryszarda, króla angielskiego, i siostrze św. Bonifacego, która w r. 748 po nar. Ch. Przybyła do Niemiec celem rozszerzenia tam wiary chrześcijańskiej, a w r.78- umarła jako ksieni klasztoru w Heidenheimie. Po śmierci policzoną została w poczet świętych. Czczono w niej niewiastę cudotwórczą i obronicielkę od oczarowania. J.M.F.


* Maifest - Święto Majowe zwane Nocą Walpurgii - noc z 30 kwietnia na 1 maja



czwartek, 17 kwietnia 2014

"Śląska spiżarnia" o Wielkanocy



O skórzokach ze śledziami, o jajku, którym się nie dzielono.
Specjały wielkopostne i wielkanocne

Gdy w Wielki Piątekj mróz, to proso na gór włóż,
lecz kiedy spadnie rosa, to nasiej dużo prosa.

Wielkanoc jest najstarszym i najważniejszym świętem chrześcijańskim upamiętniającym zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Od 325 roku obchodzona jest w pierwszą niedzielę po pierwszej wiosennej pełni Księżyca, mieści się zatem w przedziale czasowym pomiędzy 12 marca a 25 kwietnia i z tego też powodu jest świętem ruchomym. Wielkanoc poprzedza czterdziestodniowy okres Wielkiego Postu, rozpoczynający się Środą Popielcową (zwyczajowe sypanie głów popiołem ze spalonych gałązek palmowych) i trwający do Mszy Wieczerzy Pańskiej włącznie. Głównym przesłaniem Wielkiego Postu jest przygotowanie się wiernych do przeżywania tajemnicy zmartwychwstania Chrystusa. Z pewnością dla wielu osób wierzących jest to czas wyciszenia, wewnętrznej przemiany i nawrócenia.

Na Górnym Śląsku zarówno Wielki Post, jak i Wielkanoc charakteryzują się bogactwem tradycyjnych zwyczajów ludowych, z których część ciągle wykazuje pewną żywotność (np. palenie żuru, wypędzanie bądź palenie Judasza, śmigus dyngus, procesje konne. W Wielkim Poście na badanym obszarze jeszcze przed drugą wojną światową do podstawowych obowiązków gospodyń należało wyparzanie garnków, aby nie pozostała w nich ani odrobina tłuszcza, obowiązywało wówczas menu postne, pozbawione wszelkich potraw tłustych. Najczęściej spożywanym daniem był żur. Warto uzupełnić, iż w dawnych wiekach post przestrzegany był bardzo rygorystycznie, za jego złamanie karano między innymi wybijaniem zębów. Czterdziestodniowy post miał też podłoże ekonomiczne, przypadał na okres przednówka, kiedy kończyły się zapasy w domowych spiżarniach. Gdy w oczy zaglądał głód, łatwiej było go znosić, znajdując jego uzasadnienie w religii. Najstarsze pokolenie informatorów potwierdza, że w okresie ich dzieciństwa jedzenie wielkopostne było bardzo skromne:
- W okresie Wielkiego Postu jadano tylko raz dziennie i tylko potrawy pozbawione tłuszczu. Starsze dzieci nie dostawały mleka tylko wodę z miodem do picia. Codzienne potrawy to krupy pogańskie (z kaszy tatarczanej), śledzie z kartoflami, gorzka kawa zbożowa, kwas z kapusty, karpiele gotowane.
 - U nas w tym czasie jadano zupę z brukwi (kłaki) z marchewką albo zupę z dyni (bani). Pościło się zawsze w piątki i tak jest do dzisiaj. Moja mama pościła i w środy, jadła tylko chleb i piła wodę. Nie jedliśmy słodyczy jako dzieci, chowaliśmy je do pudełka. Mężczyźni często byli abstynentami i nie palili w tym czasie papierosów.

środa, 16 kwietnia 2014

Wielkanoc na Śląsku (wg O.Kolberga)



Wielki Tydzień i Wielkanoc.
„Cóż to za śpiew szkaradny!"  zawołasz, słysząc chór piskliwych głosów dziecinnych, odzywających się przede drzwiami lub na podwórzu. Jest to garstka chłopiąt i dziewczyn, po większej części w łachmanach, trzymających w rękach choinki ustrojone strzępami różnobarwnego papieru, łańcuszkami słomianymi itp., a zwiastujących ci wierszem okropnie skaleczonym, że nadeszła Niedziela Palmowa, czyli letnia. Lecz biada ci, jeśli z niczym ich odprawisz; poczęstują cię wtedy satyrą, odśpiewaniem której mszczą się za zawiedzioną nadzieję odebrania kilku fenigów albo przynajmniej kawałka piernika.
Podobne obchody odbywają się w dzień Wielkiego Czwartku.  Wtedy napotkasz, gdzie się obrócisz, roje dzieci i bab, częstujących cię głośnym: „Szczęść Boże przy letniej niedzieli!" — za co podziękujesz kromką chleba lub jajkiem, jeżeli masz do czynienia z pauprami, co grzechotaniem zastępują dzwony, do pierwszego dnia świątecznego nie odzywające się. Wtenczas i po chałupach uraczają się jajami na twardo, którym za pomocą trawy lub młodej oziminy starają się nadać kolor zielony, a wcześniej jak zwykle kładą się spać, bo przed wschodem słońca trzeba wstać i śpieszyć po wodę zdrojową, która w milczeniu czerpana, ochrania od wielu chorób, mianowicie od skórnych i ocznych. Parobczacy szczególnie mocnej wiary rzucają się w strumyk, skutkiem czego nieraz potężnie febra ich przetrzęsie. Cudowną tą wodą obmywają dobytek i całe mieszkanie wraz ze sprzętami, w przekonaniu, że wtedy wszystko w domu pójdzie pomyślnie. Masło taż wodą płukane nie tylko nie gorzknieje, ale i wyleczą od wszelkiej choroby. Pragnąc dowiedzieć się przyczyny cudownych tych przymiotów rzeczonej wody, zapytałem o to baby wiejskiej, która mnie zapewniła, że w nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek, z uderzeniem godziny dwunastej, na pamiątkę zgoni Zbawiciela wszelka woda ciekąca przemienia się na krew i że właśnie krew ta tak cudownie działa.
W ciągu dnia sumienna gosposia przede wszystkim dobytek ma na myśli. Dla zabezpieczenia go od wpływu złowrogiego czarów przybijają w niedzielę kwietnia do drzwi stajen i obór palmy, a nadto wykadzają te miejsca, co się uskutecznia w taki sposób, że na żarzący węgiel kładą siedem warstw rozmaitego ziela, a gęsty dym z tego powstający odstraszać ma złe duchy.
Sobota Wielka w niczym prawie nie różni się od zwyczajnych; jest ona po prostu dniem przygotowawczym na Święta Wielkanocne. Lecz inna zupełnie sprawa z dniami następnymi.
W pierwsze święto Wielkiejnocy Ślązak przed świtem wstaje, ażeby zobaczyć Zbawiciela, który w chwili wschodu w postaci baranka wielkanocnego zjawia się na drewnianej tarczy słonecznej. Po widowisku tym, dla dzieci szczególnie powabnym, następuje akt hucznej, a nieco rubasznej wesołości. Z tak zwanym bacikiem, przed Świętami jeszcze z cienkich prętów wierzbowych splecionym, młódź wiejska, tak parobczacy, jak i dziewuchy, staje na czatach, a przy spotkaniu razami się częstuje. W niektórych stronach Śląska zamiast okładania się batem wielkanocnym oblewają się ubodzy wodą, bogaci zaś winem.


2 J. M. Fritz Co w Szlązku jest zwyczajem w czasie świąt wielkanocnych i przed nimi. „Tygodnik Ilustrowany" 1865 nr 292 s. 159.
3 [Długie zdanie J. M. Fritza, opisujące nadejście wiosny w sposób poetycki, zastąpił O. K. krótkim urywkiem.]

wtorek, 15 kwietnia 2014

wpis z okazji 87 rocznicy powołania pierwszej koszęcińskiej drużyny harcerskiej


75-ta rocznica powstania drużyny Związku Harcerstwa Polskiego w Koszęcinie

Po 600-set letniej niewoli, gdy część Śląska, a z nim i Koszęcin, powróciła do Polski, okazało się koniecznością pogłębianie i pielęgnowanie patriotyzmu wśród młodzieży.

Szczęśliwym trafem może nazwać Koszęcin obecność w szkole podstawowej nauczyciela Bronisława Pauzy, który wyczuł pragnienie młodzieży i wybrał dla niej szlachetną organizację — Związek Harcerstwa Polskiego.

Po uprzednim zapoznaniu młodzieży z założeniami tej organizacji, dnia 15 kwietnia 1927 roku została zatwierdzona w Koszęcinie drużyna harcerzy, a jej drużynowym mianowano Bronisława Prauzę. Harcerze na bohatera drużyny wybrali sobie wielkiego wodza narodu Tadeusza Kościuszkę.

Harcerstwo koszęcińskie, choć założone przez nauczyciela dla młodzieży w wieku szkolnym, od 1928 aż do 1962 roku było prowadzone przez osoby spoza grona nauczycielskiego, lecz zawsze przy zrozumieniu i poparciu nauczycieli oraz kierownika szkoła. Wyjątkiem był rok 1962, kiedy ówczesny kierownik szkoły Pan Kutynia nie aprobował ani drużynowego, ani młodzieży spoza szkoły podstawowej. Wtedy młodzież zorganizowana w drużynie starszoharcerskiej im. Juliusza Ligonia znalazła opiekę w miejscowym Domu Kultury prowadzonym w owym czasie przez nieodżałowaną Panią Zofię Izdebską.

Młodzież zorganizowana w drużynach szkolnych prowadzonych przez nauczycieli także znalazła dobrych przewodników życiowych i kowali swoich charakterów.

Wspomnieć trzeba nazwisko Alojzego Janeczka, który trzykrotnie wskrzeszał harcerstwo w Koszęcinie: w 1929 roku, po odejściu z harcerstwa B. Pauzy i „bezkrólewiu", po zakończeniu wojny w 1945 roku oraz po „odwilży" politycznej w 1956 roku. Był także w czasie międzywojennym założycielem II Drużyny Harcerzy im. Księcia J. Poniatowskiego w Koszęcinie, składającej się z synów kolejarzy koszęcińskich i strzebińskich. Za jego przyczyną powstała drużyna harcerzy w Strzebiniu i drużyna harcerek w Koszęcinie. Szkoda, że po połowie lat osiemdziesiątych harcerstwo w Koszęcinie zostało wyprowadzone ze szkoły. Widocznie osoby decydujące się na ten krok nie były przygotowane do samodzielnego działania, co spowodowało zamarcie życia harcerskiego na naszym terenie. Każda osoba mogąca zakosztować przygód życia harcerskiego zawsze ten okres wspomina z błogością i nigdy spędzonego tam czasu nie żałuje. Historia tutejszego harcerstwa jest bogata i ciekawa, lecz z powodu ograniczonych ram „Echa" trzeba było ją ująć w tych kilku zdaniach.
Leciwy Harcmistrz
Echo Gminy, kwiecień (?) 2002


O działalności harcerzy donosiła od czasu do czasu gazeta Polska Zachodnia. Przeczytajcie tych kilka fragmentów z gazet.


rok 1929, Nr 147
(L) Zlot harcerski w Koszęcinie.
W zeszłą sobotę (25 maja 1929 roku) popołudniu i niedzielę odbył się w Koszęcinie na polanie obok cegielni, zlot zastępów harcerzy jadących do Poznania. Zlot ten liczący ponad 70 harcerzy był zarazem wypróbowaniem sił i sprawności w obozowaniu itp. już w sobotę o godz 21 popołudniu zjechały się zastępy zawodnicze. O godz 4 rozbito obóz. W niedzielę do południa cały zlot przyszedł na uroczystą mszę św. po południu przyjechał wizytować prezes lublinieckiego Koła Przyjaciół Harcerzy ks Szymała, którego bardzo serdecznie witano. Z powodu ulewnego deszczu przewidziany program uległ poważnej zmianie; i tak np. wypadły zawody popołudniowe, ćwiczenia polowe itp. O godz 17 zlot zakończono.

rok 1934, nr 140
Napad awanturników - renegatów na harcerzy i szkołę polską w Hadrze.
Lubliniec, 24 maja na przechodzącą przez Hadrę, pow Lubliniec, grupę harcerzy z Lisowa napadła w dniu 20 bm gromada awanturników – renegatów z Cieszowy z okrzykiem „Heil Hitler” i „precz z pierońskiemi Polakami”, poczem rzuciła się na młodocianych harcerzy oraz prowadzącego wycieczkę. Po rozpędzeniu tychże wtargnęli na teren miejscowej szkoły z zamiarem zdemolowania tejże, oraz pobicia znajdującego się w ogrodzie kierownika szkoły. Dowódcy II kompani PW. z przykrej opresji uwolniła kierownika szkoły wraz z rodziną, miejscowa młodzież z sołtysem na czele. Przybyła policja z Lisowa aresztowała awanturników – renegatów w osobie Bonka Ferdynanda, Bonka Józefa oraz Kocyłę, wszyscy z Cieszowej. Należy nadmienić, że ostają wojującej niemczyzny jest w tutejszej gminie karczma p Kachla, która znajduje się parę kroków od szkoły, a ustawiczne w niej awantury ogromnie deprawują młodzież i utrudniają nauczanie. Awanturnicy – renegaci za napad na harcerzy i szkołę polską zostali ukarani przez sąd starościński w Lublińcu grzywną w wysokości od 70 do 300 zł, z ewentualną zamianą na areszt.

rok 1937, nr 143
Z życia harcerstwa w powiecie lublinieckim.
(L)Ostatnio na wycieczki w powiat wyruszyło 10 zastępów z Lublińca, 4 z Koszęcina i 3 z Psar. Harcerze spędzili czas na ćwiczeniach i zabawach. – na zlot zuchów w Katowicach udał się hufiec harcerski z Lublińca, Kalet, Boronowa i Koszęcina. Uczestnicy wystąpili w swych strojach przygotowywanych przez siebie od dwóch miesięcy, oraz wzięli udział w zabawach, tańcach i defiladzie.

Nr 159
Pokłosie ostatnich zjazdów śpiewaczych na Śląsku
W Lublińcu rozpoczęto szósty zjazd okręgu mszą św w kościele parafialnym, podczas której śpiewały chóry lublinieckie pod dyr. p. Nowaka. Po próbie, w której uczestniczyło 676 śpiewaków przybyłych z najodleglejszych zakątków okręgu oddalonych niejednokrotnie o blisko 30 km, rozwinął się wspaniały pochód, poprzedzony banderią konną, kilku barwnymi alegorycznymi pojazdami, grupą harcerzy i sympatycznych gości z zagranicy należących do chóru "Echo" z Opola, a dalej już ciągnęły się zespoły śpiewacze w malowniczych ubiorach ludowych rozśpiewane pieśnią radosną przy dźwiękach orkiestry wojskowej.(…)

rok 1938, nr 169
Z życia harcerzy.
Z nastaniem wakacji harcerze lublinieccy urządzają 3 obozy, mianowicie drużyna VIII (oblacka) 10 dniowy obóz na Piłce koło Rusinowic – uczestników około 40, drużyna gimnazjalna oraz zakładu głuchoniemych męska i żeńska – 3 tygodniowe obozy na Wileńszczyźnie.

Istną apoteozą ruchu harcerskiego jest list S. Owczarka z zachwytem opisującego ostatni przed wojną obóz harcerek w Koszęcinie.

rok 1939, nr 185
W Koszęcinie gości wiele!
Z obozów harcerskich w powiecie lublinieckim.
Żyli sobie ludziska w Koszęcinie spokojnie zajęci zbożną, codzienną pracą, bez większych kłopotów i zmartwień. Ale też bez większych wydarzeń, bez sensacji. Jednym słowem cisza i nuda rzetelna...aż tu pewnego dnia, a było to 26 czerwca br, gruchnęła wieść po całej okolicy, że do Koszęcina przybyli niezwykli goście: z tobołami, namiotami, plecakami, mapami, planami itp... Wieść biegnie szybko z ust do ust, a tymczasem mili goście ciągną powoli z dworca i rozglądają się po okolicy. Przystawają ludziska przy pracy na polu i patrzą zdziwieni z daleka: wojsko, nie wojsko, armat ani karabinów nie widać u nich. Trzeba bliżej podejść, trzeba zobaczyć.
Harcerze! A właściwie, dla dokładności, harcerki! Tak, to harcerki nasze przybyły do Koszęcina, by tu urządzić sobie obóz, by poznać teren lubliniecki i odetchnąć czystym, zdrowym powietrzem naszego rolniczego powiatu.
Zatrzymały się te „szare panienki” na skraju lasu obok Koszęcina, w pobliżu starego drewnianego kościółka i zaatakowały bezzwłocznie znajdujący się tu śliczny leśny pagórek. Po krótkiej „obronie” cały teren poddał się całkowicie pod „protektorat” młodych umundurowanych niewiast, zwłaszcza gdy spostrzegł, że mają one z sobą mnóstwo wszelakich „prowiantów” i smakołyków. Zaroiło się teraz na całym wzgórzu i dokoła niego, na wzgórzu zawrzała praca nad urządzeniem obozu, a dokoła zaczerniało od ciekawych widzów, zwłaszcza dzieci, które ciągnęły za oddziałem harcerek już od samego dworca kolejowego.
Po 15 minutach skraj lasu zamienił się nie do poznania, na wzgórzu szumiały wprawdzie dalej wysokie sosny, ale u ich stóp rozpościerały się już dokoła płócienne domki, a ponad nimi łopotała na wysokim maszcie biało – czerwona chorągiew.
I od tego dnia zmieniło się jakoś w Koszęcinie, poweselało, ożywiło. Codziennie rano z obozu płynie na całą okolicę pieśń poranna, taka słodka, taka miła! Przez cały dzień ile tu można widzieć ciekawych prac harcerskich, ile wysiłków!
A wieczorem przy ognisku! Hej, ktoby teraz z tutejszych ludzi siedział w domu, kiedy tam harcerki ogień duży palą, tańce ludowe pokazują, gadki rożne wesołe prawią. Toteż roi się dokoła ogniska od ciekawych, szczególnie od młodzieży, ale i starsi przychodzą, podpatrują, nasłuchują.
Dzieci to już gromadnie codziennie do obozu przychodzą, a druhna komendantka wyznacza im opiekunki spośród harcerek, które prowadzą z maleństwami przeróżne zabawy.
Poniektórych ciekawych szczęśliwców druhna komendantka oprowadza nawet po obozie, pokazując gdzie, co i jak jest urządzone. Miałem i ja to szczęście być gościem w obozie harcerskim. Życie tu naprawdę miłe, w namiotach czyściutko, starannie, w „spiżarce” pełno żywności, a w „piwnicy” również; druhny rumiane, opalone, wesołe. Jedne ćwiczą coś na najbliższy występ przy ognisku, a jeszcze inne zajęte przygotowaniem referatu. Komendantka obozu niezwykle uprzejma i sympatyczna, objaśnia mi szczegółowo życie w obozie, pokazuje urządzenia. Nachwalić się też nie może miejscowej ludności, że jest taka przychylna i gościnna, a szczególnie tamtejszy nadleśniczy i naczelnik gminy oraz kierownik szkoły.
Wizyta moja przeciągnęła się ku wieczorowi, toteż zasiadłem jeszcze razem z harcerkami do kolacji. Przyznać muszę, że dawno już nic mi tak nie smakowało, jak jęczmienna kasza w harcerskim obozie w Koszęcinie.
„takich obozów jak ten – objaśniła mi druhna komendantka na pożegnanie – mamy w powiecie lublinieckim w tym roku jeszcze więcej, a mianowicie żeński obóz drużynowych w Zielonej, oraz dwa obozy męskie w Boronowie i w Zielonej. Obozy te trwać będą do 22 lipca. Z żalem opuszczałem tym razem Koszęcin. Bo taki to już jest ten ludek harcerski, że gdzie się pojawi, tam serce ludzkie ujarzmia. Czuwajcie druhny i druhowie!
S. Owczarek


Sprostowanie (dodane 02.10.2016r)
Druh Bartek Zbączyniak, który opracowuje historię lublinieckiego hufca ZHP zgłosił uwagę do wyżej zacytowanych wspomnień z Echa Gminy: 
Bronisław Prauza prowadził drużynę od 1927 do 1930 roku - i był nauczycielem szkoły powszechnej - zatem wpis "Harcerstwo koszęcińskie, choć założone przez nauczyciela dla młodzieży w wieku szkolnym, od 1928 aż do 1962 roku było prowadzone przez osoby spoza grona nauczycielskiego", nie wydaje się prawdziwy.