czwartek, 21 listopada 2013

Legenda o cudownym źródełku w Koszęcinie


Przy koszęcińskim kościele znajduje się też źródło, które ongiś miało siłę leczniczą. Z bliska i z daleka przybywało tu wtedy dużo ludzi chorych, którym cudowna woda przywróciła zdrowie. Pewnego dnia przyjechała do Koszęcina pewna bogata pani z bardzo dalekich stron. Słyszała ona o cudownym źródle koszęcińskim i przywiozła z sobą ulubionego pokojowego pieska, który od dłuższego czasu chorował. Gdy wykapała psa w cudownej wodzie, zwierzę od razu wyzdrowiało, lecz woda źródlana od tego czasu utraciła swoją leczniczą moc.


Skrzynia pełna złota - legendy

Od wieków, wśród ludności Koszęcina, krąży podanie o wielkim skarbie ukrytym pod ziemią w tej miejscowości. Niektórzy miejsce jego ukrycia lokalizują w pobliżu drewnianego kościółka Św. Trójcy. Nie powiedziano jednak dokładnie, czy znajduje się on ukryty na pobliskich polach czy w gęstwinie przyległego im lasu. Nieznane są również okoliczności i czas ukrycia skarbu. Znany jest wyłącznie cel przeznaczenia skarbu po jego szczęśliwym odnalezieniu. Według legendy, skarb w całości przeznaczony ma być na wzniesienie klasztoru przy kościółku Św. Trójcy w Koszęcinie. 

Prawdziwa historia krzyża przy ulicy Łazowskiej

Piękną autentyczną opowieść o przydrożnym krzyżu przy ulicy Łazowskiej opisuje Kazimiera Maria Pyka w "Śląskich wspomnieniach". 

Jeszcze w latach powojennych na skraju Koszęcina rozpoczynało się dworskie pole. (...) Idąc (...) w kierunki Łazów po lewej stronie drogi było pole zwane mokrzec. Na nim to przed stu laty postawiono wysoki drewniany krzyż, ufundowany przez Franciszka Drzozgę (1850-1920). Upamiętniał o tragiczny wypadek , w którym pod kołami wozu zginął młody człowiek, kim był, nie wiadomo. Umocowana do krzyża figura Chrystusa została przez Drzozgę zamówiona aż w Bawarii, a dokładniej w Monachium. (...) Po jakimś czasie samotny krzyż postawiony w szczerym polu zaczął przeszkadzać w pracach polowych i postanowiono go usunąć. Wówczas jego fundator przeniósł go na własną działkę, na miejsce, gdzie stoi do dziś (choć tam tez musiał zostać przesunięty o dwa metry od drogi).
Franciszek Drzozga mieszkał na rogu ulicy Boronowskiej i Sienkiewicza, pracował w majątku ziemskim księcia Hohenlohe. 
Historię niezwykłego i szlachetnego czynu swojego dziadka opowiedziały mi jego wnuczki Anna, Łucja i Klara oraz prawnuczka Maria.