sobota, 23 listopada 2013

Król Łokietek i kurzoki



 (Legendy koszęcińskie. opr.J.Myrcik) 


grafika: Mirosława Wirtek
 
Koszęcin i jego okolice słynęły zawsze z ogromnych nieprzebytych borów. Od wieków szumiała tu puszcza, w której pełno było ptactwa i zwierzyny. Było tu także dużo, bardzo dużo drewna. Gdzieś od XIV wieku w koszęcińskich lasach wytapiano z rudy darniowej żelazo. Ale do wytapiania stali potrzeba było bardzo dużo węgla drzewnego.
Ludziska chodzili więc do lasu, wycinali ogromne drzewa i wypalali z nich węgiel drzewny. Była to bardzo ciężka praca, a ci co ją wykonywali byli czarni jak same diabły. Nazywali ich węglarzami, albo „kurzokami". Najwięcej palenisk dymiło w okolicach Rusinowic.

Kurzoki mieszkali w małych, leśnych osadach i codziennie o świcie wyruszali do pracy w lesie, aby o zmroku powrócić do swych nędznych chat. Jeden dzień był podobny do drugiego.
Pewnego dnia utrudzeni pracą węglarze rozpalili w lesie ognisko, aby ogrzać się nieco, gdyż pogoda była dżdżysta, wiał zimny przenikliwy wiatr.
Wygodnie im się siedziało przy ciepłym ogniu, a że było już dobrze po południu głód zaczął im doskwierać. Zabrali się więc za przyniesione z domów w zawiniątkach jedzenie. Była to nędzna strawa, ale głodnemu nawet najmniej smaczny posiłek smakuje jakby z królewskiego stołu jadł. Kiedy tak siedzieli i narzekali na swój nędzny żywot, zjawił się nagłe zwabiony chyba ogniem wędrowiec. Był nędznie ubrany, wymizerniały, zmarznięty i chyba bardzo głodny.
Pochwalił pana Boga i usiadł na pniu przy ognisku, przypatrując się uważnie jedzącym.
Kurzoki byli bardzo gościnni, więc poczęstowali przybysza wodnistą zupą i kawałkiem czerstwego chleba. On jadł i ciągle im się przypatrywał. Kurzokom rozwiązały się języki. Ale wędrowiec tylko słuchał i słuchał. A oni opowiadali mu o historii tej ziemi, o panach, którzy ich gnębią i narzekali ciągnę na swój nędzny i ciężki los.
Po pewnym czasie wszyscy wstali, zrobili znak krzyża i zabrali się do pracy. Wstał także wędrowiec, zrzucił swój łachman i kurzoki aż oniemieli z wrażenia. Przed nimi stal król, ubrany w prawdziwe królewskie szaty. Przywołał ich do siebie i przemówił tymi słowy:
„Serdecznie wam dziękuję za okazaną gościnność. Przekonałem się, że jestem wśród swoich, poznałem także waszą ciężką pracę i waszą pracowitość. Jam wasz król - Władysław Łokietek".
Kurzoki padli na kolana, zaczęli przepraszać, że nie rozpoznali swego króla. A on popatrzył na nich dobrotliwie i zaprosił z powrotem do ogniska. Długo jeszcze Łokietek siedział i rozprawiał z kurzokami. Wysłuchiwał ich skarg i żalów i obiecał polepszyć ich byt. Już o zmroku rozkazał kurzokom iść do domów, a on sam udał się do pana na koszęcińskim zamku. Przy biesiadzie przykazał surowo, aby książę polepszył byt koszęcińskich kurzoków. Od tego czasu i kurzokom i kuźnikom żyło się lepiej. Wypalali coraz więcej węgla drzewnego, wytapiali coraz więcej żelaza i ciągle wspominali spotkanie z królem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz