czwartek, 13 listopada 2014
Opowieści o Prinzu. Odjazd Prinza.
Mając 14 lat pracowałem wraz z moim ojcem u Księcia na Zamku. W czasie wojny większość pracowników zaciągnięto do służby. Mój ojciec w końcu został sam i był zarządcą na zamku, jeździł z księciem na polowania. Pamiętam dokładnie, jak 19 stycznia 1945r. rano około godz. 10.00 przyszedł telegram, że wojska rosyjskie idą w stronę Koszęcina. Wszyscy byli przygotowani na to, że wojska wkroczą do Zamku dlatego też już od wczesnych godzin rannych przygotowywano się do ucieczki. Ja również przyjechałem wozem i pomagałem pakować dobytek Księcia. W dniu wyjazdu z Koszęcina książę był bardzo opanowany, nie dał po sobie poznać, że jest mu przykro. Ostanie słowa jakie powiedział brzmiały: „Pan Bóg to dał, Pan Bóg to bierze i wszystko darujemy Panu Bogu ".
W sumie załadowaliśmy 29 wozów, które prowadził Pan Polok. Książę Hohenlohe natomiast jechał samochodem wraz z panem Cybulskim.
Wspominam Księcia jako bardzo dobrego człowieka, nie mam o nim złego zdania. Od urodzenia mieszkał w Koszęcinie, dużo też jeździł po świecie, miał korzenie w Austrii gdzie też w 1945 r. powrócił.
Będąc w ostatnim czasie w Austrii odwiedziłem grób księcia oraz spotkałem się z gospodynią księcia, która mu usługiwała, aż do jego śmierci.
Opowiadała mi, że zawsze jak książę wspominał o Koszęcinie łza mu się w oku kręciła. Cieszę się bardzo, że miałem okazję zobaczyć dom, w którym ostatnie lata życia spędził książę. Wyjazd do Kraubath był okazją powrotu do lat mojej młodości, były to dla mnie wzruszające chwile.
Roman Pluta
Źródło: Echo Gminy Koszęcin, nr5/2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz