środa, 16 kwietnia 2014

Wielkanoc na Śląsku (wg O.Kolberga)



Wielki Tydzień i Wielkanoc.
„Cóż to za śpiew szkaradny!"  zawołasz, słysząc chór piskliwych głosów dziecinnych, odzywających się przede drzwiami lub na podwórzu. Jest to garstka chłopiąt i dziewczyn, po większej części w łachmanach, trzymających w rękach choinki ustrojone strzępami różnobarwnego papieru, łańcuszkami słomianymi itp., a zwiastujących ci wierszem okropnie skaleczonym, że nadeszła Niedziela Palmowa, czyli letnia. Lecz biada ci, jeśli z niczym ich odprawisz; poczęstują cię wtedy satyrą, odśpiewaniem której mszczą się za zawiedzioną nadzieję odebrania kilku fenigów albo przynajmniej kawałka piernika.
Podobne obchody odbywają się w dzień Wielkiego Czwartku.  Wtedy napotkasz, gdzie się obrócisz, roje dzieci i bab, częstujących cię głośnym: „Szczęść Boże przy letniej niedzieli!" — za co podziękujesz kromką chleba lub jajkiem, jeżeli masz do czynienia z pauprami, co grzechotaniem zastępują dzwony, do pierwszego dnia świątecznego nie odzywające się. Wtenczas i po chałupach uraczają się jajami na twardo, którym za pomocą trawy lub młodej oziminy starają się nadać kolor zielony, a wcześniej jak zwykle kładą się spać, bo przed wschodem słońca trzeba wstać i śpieszyć po wodę zdrojową, która w milczeniu czerpana, ochrania od wielu chorób, mianowicie od skórnych i ocznych. Parobczacy szczególnie mocnej wiary rzucają się w strumyk, skutkiem czego nieraz potężnie febra ich przetrzęsie. Cudowną tą wodą obmywają dobytek i całe mieszkanie wraz ze sprzętami, w przekonaniu, że wtedy wszystko w domu pójdzie pomyślnie. Masło taż wodą płukane nie tylko nie gorzknieje, ale i wyleczą od wszelkiej choroby. Pragnąc dowiedzieć się przyczyny cudownych tych przymiotów rzeczonej wody, zapytałem o to baby wiejskiej, która mnie zapewniła, że w nocy z Wielkiego Czwartku na Piątek, z uderzeniem godziny dwunastej, na pamiątkę zgoni Zbawiciela wszelka woda ciekąca przemienia się na krew i że właśnie krew ta tak cudownie działa.
W ciągu dnia sumienna gosposia przede wszystkim dobytek ma na myśli. Dla zabezpieczenia go od wpływu złowrogiego czarów przybijają w niedzielę kwietnia do drzwi stajen i obór palmy, a nadto wykadzają te miejsca, co się uskutecznia w taki sposób, że na żarzący węgiel kładą siedem warstw rozmaitego ziela, a gęsty dym z tego powstający odstraszać ma złe duchy.
Sobota Wielka w niczym prawie nie różni się od zwyczajnych; jest ona po prostu dniem przygotowawczym na Święta Wielkanocne. Lecz inna zupełnie sprawa z dniami następnymi.
W pierwsze święto Wielkiejnocy Ślązak przed świtem wstaje, ażeby zobaczyć Zbawiciela, który w chwili wschodu w postaci baranka wielkanocnego zjawia się na drewnianej tarczy słonecznej. Po widowisku tym, dla dzieci szczególnie powabnym, następuje akt hucznej, a nieco rubasznej wesołości. Z tak zwanym bacikiem, przed Świętami jeszcze z cienkich prętów wierzbowych splecionym, młódź wiejska, tak parobczacy, jak i dziewuchy, staje na czatach, a przy spotkaniu razami się częstuje. W niektórych stronach Śląska zamiast okładania się batem wielkanocnym oblewają się ubodzy wodą, bogaci zaś winem.


2 J. M. Fritz Co w Szlązku jest zwyczajem w czasie świąt wielkanocnych i przed nimi. „Tygodnik Ilustrowany" 1865 nr 292 s. 159.
3 [Długie zdanie J. M. Fritza, opisujące nadejście wiosny w sposób poetycki, zastąpił O. K. krótkim urywkiem.]