środa, 31 grudnia 2014

O! cholera! Nowy rok!


Wybaczcie przekleństwa, ale taki temat :)


O cholera, nie zdążyłam opracować notatki o cholerze.
Ani o księdzu Gąsce Walterze.
Udostępnić też nie zdążyłam, chociaż już blisko byłam
o organizacji książęcej administracji
o roślinach z Koszęcina (wymienionych w opracowaniu Ewolucja i systematyka roślin z roku 1864)
o nadinspektorze hutniczym z Koszęcina i jego podręczniku metalurgii
o najstarszych wizerunkach Koszęcina
(po te dwa ostatnie odsyłam do tegorocznych Szkiców Lublinieckich)
o Andrzeju Kochcickim – mecenasie sztuki
I jeszcze kilka innych tematów, do których już mam materiały, ale nie mam na nie czasu.
Możecie ich sami szukać w Internecie (lub bibliotekach jeśli ktoś ma dostęp) albo czekać kiedy znajdę chwilę, żeby je udostępniać.
Nie wspomnę nawet o tematach, które mnie ciekawią, a nie mam do nich żadnych materiałów.
Jak chociażby Siostry Elżbietanki w Koszęcinie czy historie koszęcińskich żydów i ewangelików.


A wracając do cholery.
W różnych epokach zdarzały się epidemie chorób dziesiątkujących ludność całych kontynentów. Ospa, dżuma, tyfus przyczyniały się wyludnienia Europy, nawet o 1/3 mieszkańców.

W XIX wieku w Europie pojawiła się nieznana wcześniej choroba - cholera azjatycka, która budziła równie wielki strach jak dżuma i tak jak ona była masowym zabójcą. Przenoszenie jej zarazków następowało głównie przez wypicie zakażonej wody. Przebiegała w sposób bardzo gwałtowny i wysoki był odsetek zgonów wśród chorujących. Atakowała Europę kilka razy.


Zmarli na nią, m.in. wielki książę Konstanty, carski marszałek Iwan Dybicz, a w Prusach marszałek August Gneisenau, słynny teoretyk wojny, generał Carl von Clausewitz, a także wybitny niemiecki filozof Georg Hegel, podczas epidemii która szerzyła się w latach 1848-55 zmarł w Stambule Adam Mickiewicz. Cholera jest też oficjalnym powodem śmierci Piotra Czajkowskiego.

Najgroźniejsza epidemia cholery w Europie panowała w latach 1831-38. Na ziemie polskie dotarła za sprawą wojsk rosyjskich podczas powstania listopadowego.
Epidemie nie ominęły również ludności na terenach Górnego Śląska. W latach 1831 – 1894 wystąpiło kilka wybuchów cholery. Były obszary, w których przebiegały one dramatycznie i przyniosły wiele ofiar, a były takie, w których do zarażeń dochodziło sporadycznie.

Tematowi temu poświęcił swoją pracę doktorską „Epidemie cholery w rejencji opolskiej w latach 1831 – 1894” Marek Paweł Czapliński. Została ona wydana przez Stowarzyszenie Humanistyczne Europa, Śląsk, Świat Najmniejszy (Rybnik 2012).

To jedno z kolejnych opracowań sięgające do nieprzebranych zasobów Archiwum Książąt Hohenlohe – Ingelfingen z Koszęcina.

Książka jest rzetelnym (co bynajmniej nie oznacza, że nudnym) omówieniem zagadnienia. Warto sięgnąć po całe opracowanie.
W kolejnych rozdziałach autor wyczerpująco przedstawia tematy:
Warunki bytowe ludności Górnego Śląska w XIX wieku
Obraz kliniczny cholery i zasięg jej występowania na świecie w XIX wieku
Profilaktyka i ogólna charakterystyka przebiegu epidemii cholery w rejencji opolskiej od lat trzydziestych do końca XIX wieku
Szczegółowa analiza zachorowań na cholerę w latach 1831 – 1894 w rejencji opolskiej i jej skutki demograficzne
Odzwierciedlenie epidemii cholery w świadomości współczesnych.

Posługując się archiwaliami koszęcińskimi szczegółowo opisuje procedury jakie obowiązywały w Koszęcinie, oraz statystyki zachorowań.

„ (…) zasobne akta zespołu Archiwum Książąt Hohenlohe – Ingelfingen z Koszęcina dysponują materiałami, w których zawarte są opisy działań miejscowych władz w 1831roku, mające za zadanie niedopuszczenie do przywleczenia cholery, która występowała w Królestwie Polskim, przez osoby biorące udział w powstaniu listopadowym i uchodzące na teren rejencji opolskiej. Zorganizowano kontrole podróżnych i nocne patrole wsi. W tym celu powołano komisję sanitarną w Koszęcinie, która oprócz swoich zadań związanych z ochrona zdrowia publicznego, zorganizowała lazarety na przyjęcie ewentualnych chorych na cholerę i wystarała się o wyposażenie takich placówek. Akta tego zespołu zawierają wykazy zachorowań i zgonów na cholerę w rejencji opolskiej w latach 1831 – 1832. Udzielają nam również informacji na temat powstania w Koszęcinie komisji sanitarnej w 1837roku i zakresu jej działań (45).







I jeszcze o cmentarzach, niesłusznie zwanych cholerycznymi.




sobota, 27 grudnia 2014

Nowy Rok i kolędowanie na Śląsku (i po staropolsku)

To już ostatnie w roku Kolberga spotkanie z materiałami przez niego zebranymi. A że cytat krótki (dotyczący wróżb noworocznych) to uzupełnia jedynie obszerne fragmenty z Encyklopedii Staropolskiej Zygmunta Glogera.

Jasła, jasełka. Tak nazywano zbity z desek żłób dla dawania drobnej karmi zwierzętom, jak również nosze do noszenia ludzi i ciężarów. Od wyrazu tego wzięto nazwę dla przedstawień religijnych na Boże Narodzenie, wyobrażających żłobek z Dzieciątkiem Jezus w szopce, Najświętszą Pannę, św. Józefa, trzech Króli, przybywających z hołdem i t. d. Obszerniejsza wiadomość o tych przedstawieniach w Polsce jest podana pod wyrazem Szopka.

 

Kolęda
Starożytni Rzymianie pierwszy dzień każdego miesiąca nazywali calendae. Stąd i początek roku czyli Nowy Rok rozumiano pod tym wyrazem, a obchodzono go świętem hucznem i wesołem, które nosiło nazwę festum Calendarum. Ponieważ w średnich wiekach Nowy rok zaczynał się od 24 grudnia, rzecz więc prosta, że tradycje klasycznego Rzymu, na których wychowywały się narody europejskie, wniosły do języka wielu ludów przekształcony wyraz łaciński calendae, który związał się z obchodem świąt Bożego Narodzenia i nazwą darów noworocznych. Wszedł ten wyraz w starą francuszczyznę (la Kalende), upowszechnił się w Polsce i na Rusi, gdzie w czasie święta Kolady posyłano sobie wzajemne upominki i miano tak nazwać jakiegoś bożka czy boginię, której święto jakoby obchodzili poganie d. 24 grudnia(?) Wywodzenie kolady od wyrazów słowiańskich: ku-ładu, kukolanom – jest zbyt niedorzeczne, aby zasługiwało na uwagę.
Uroczystość sama, zwana dotąd przez lud polski „Godami,” będąca pożegnaniem starego i powitaniem nowego roku, sięga w Polsce czasów pogaństwa i musiała być połączona z mnóstwem pieśni starożytnych, skoro duchowni, aby je lud zapomniał, ułożyli w minionych wiekach także mnóstwo pastorałek czyli „kolęd” pobożnych. Pomimo to przechowały się jeszcze niektóre starożytne i piękne pieśni, Godom właściwe, a także „kolędami” przez lud nazywane. Nazwa „Gody” jest bardzo starożytna w języku polskim. God po słowiańsku oznacza rok. Chwilę zatem, w której się stykają dwa lata z sobą, t. j. stary i nowy, bardzo słusznie nazwano w liczbie mnogiej Godami. Ponieważ w średnich wiekach obchodzono Nowy Rok w dniu Bożego Narodzenia, zatem Polacy powyższą uroczystość chrześcijańską nazwali również Godami, którą to nazwę lud polski wszędzie dotąd zachowuje. Każda uroczysta biesiada nazywa się godami, a każdy jej uczestnik nazywa się gościem.

W Polsce, gdy przyszły Gody, nie było końca najrozmaitszym zabawom, powinszowaniom, podarkom, przebieraniu się za żydów, cyganów, niedźwiedzi, kozy, tury, chodzeniu po domach ze śpiewem kolęd, z wilkiem żywym, a w braku takowego z chłopcem, przebranym w wilczą skórę.
 
https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=8scEZ8DWbJU
 scena obrzędowa z regionu cieszyńskiego (klikaj i oglądaj)

Od Bożego Narodzenia do Trzech króli świętowano wieczory, które dotąd lud w wielu okolicach „świętymi” nazywa. Przez całe te wieczory śpiewano kolędy o narodzeniu Chrystusa Pana, proste, naiwne, piękne. Chodzono z szopką czyli jasełkami, z „gwiazdą i t. d. Dotąd w wielu stronach młodzież, przebrana za Heroda, jego hetmana, żołnierzy, śmierć i djabła, przedstawia scenę z podań Pisma świętego.

https://www.youtube.com/watch?feature=player_detailpage&v=EHtOg4gCtVM
scena obrzędowa z regionu żywieckiego (klikaj i oglądaj)

Nowy Rok
W wigilią Nowego Roku bawią się podobnie jak w dzień św. Andrzeja, lejąc ołów do wody i rzucając ostrużyny; ale obok tego puszczają i łupiny orzechowe (w środku których pali się kawałeczek stoczka), naznaczone pewnymi imionami, na wodę w miednicy, uważając, która z którą się zetknie. Jeśli to kawaler i panna, to dobra wróżba, bo wtedy ślub i wesele na widoku.

J. M. Fritz Zwyczaje i obyczaje ludu w Szlązku pruskim. „Tygodnik Ilustrowany 1865 nr 320 s. 202.(z t.44 "Śląsk" Dzieła wszystkie O.Kolberg)





Po kolędzie
Jest dawny zwyczaj, że proboszcz lub wikary od Nowego Roku do Wielkiego postu nawiedza „po kolędzie” domy wszystkich parafjan, ogłaszając zwykle w niedzielę z ambony, kiedy do której wsi przybędzie. Towarzyszy mu organista z dzwonkiem i chłopiec z kobiałką a dawniej kilku uczniów ze szkółki parafjalnej, śpiewających po domach kolędy. Pleban winszuje w każdej chacie Nowego roku, wgląda w pożycie rodziny, w porządek domowy, wysłuchuje dzieci pacierza i katechizmu. Synod prowincjonalny gnieźnieński z r. 1628 przepisuje księżom, aby na kolędzie grzeszników napominali, każdego do pełnienia obowiązków i przyzwoitości nakłaniali, nieszczęśliwych pocieszali. Po wsiach dawano księdzu do kobiałki noszonej przez jednego z chłopców: sery, jaja, grzyby suszone, orzechy, len, kokosze lub coś innego w tym rodzaju. Kolędę taką zwano po łacinie Columbatio i stąd Bandtkie w dziele Jus Polonicum rozumie ją jako daninę z gołębi, nam się jednak zdaje, że ta nazwa wzięta jest ze starej łaciny i zwyczajów rzymskich, a nie z domniemanego ofiarowywania gołębi, o które w Polsce było trudniej niż o ser, jajko, grzyb, orzech. Bodzanta, biskup krakowski (zmarły w r. 1389), nakazał duchowieństwu, aby kolędy od parafjan poniewolnie nie wymagali, lecz kto co da (Vol. leg., r. 1433, t. I, f. 101). Inni biskupi i prałaci zabraniali organistom, kantorom, bakałarzom i uczniom szkoły parafjalnej chodzić po kolędzie do Żydów. Gdy ksiądz, chodzący po kolędzie, wychodził z czyjego domu, dziewczęta ubiegały się do stołka, na którym siedział, w przekonaniu, że ta, co pierwsza usiądzie, tego roku zamąż pójdzie. O Kolędzie jako nawiedzaniu parafjan przez proboszcza całą rozprawę księdza S. Ch. pomieściła Encyklopedja kościelna (t. X, str. 499). Słuszną robi uwagę ks. Stan. Jamiołkowski, że wiele kolęd musieli tworzyć początkowo ci plebani, klechowie, kantorowie i organiści, którzy z plebanem jeździli po kolędzie i śpiewem kolęd rozweselali parafjan. Tą też drogą upowszechniły się kolędy między ludem, co niewątpliwie nastąpiło w w. XVI, bo już synod gnieźnieński z r. 1602 zakazuje śpiewania kolęd niestosownych po kościołach. O autorach pieśni kolędowych mało co wiemy, dałyby się przecież niektóre imiona odnaleźć. Jana Żabczyca „Symfonje anielskie czyli Kolenda” (Kraków 1642) ma w sobie kilka, które dotąd lud z ochotą powtarza, np. „Przybieżeli do Betleem pasterze”..... „Wstawszy pasterz bardzo rano”..... „Ach, zła Ewa narobiła”.... i t. d. „W żłobie leży” ma być utworem Skargi. Niektóre miał układać ks. Stanisł. Grochowski. Autorem wreszcie wspaniałej kolędy „Bóg się rodzi, moc truchleje” jest. Franc. Karpiński.

Ilustracje Elwiro Michał Andriolli
Sceny obrzędowe w wykonaniu Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk", rejestrowane w 1988roku.
Scena z żywieckiego.  Reżyseria i choreografia Michał Jarczyk, opracowanie muzyczne Józef Świder
Scena z cieszyńskiego - reżyseria i choreografia Michał Jarczyk, Janina Marcinkowa, opracowanie muzyczne Józef Świder

niedziela, 21 grudnia 2014

Boże Narodzenie na Śląsku.



Boże Narodzenie
W Wigiliją Bożego Narodzenia pastuchy (zwłaszcza w Górnym Śląsku), zdejmując dzwonki u szyi bydła, sami w nie ubierają się, a dodając do stroju tego łańcuchy i inne przedmioty brzęczące, przy dźwięku trąb i piszczałek chodzą od jednej chałupy do drugiej, a gdziekolwiek ci hałaśliwi goście pokażą się, częstowani są plackiem i piwem. Zwyczaj ten bez wątpienia opiera się na podaniu o radości pastuszków, kiedy zwiastowano im narodzenie Chrystusa Pana.
 
 
Tam gdzie pan i sługa do tego samego zasiadają stołu, Wigilię obchodzą wspólnym pożywaniem śledzia. Póki skromna ta uczta nie skończona, gospodyni nie śmie wstać od stołu, a to z obawy, żeby na wiosnę kury wysiadujące jaja z gniazd nie uciekły. Bólem zębów nawiedzony, przylepia śliną ogon spożytej ryby do sufitu lub gdzie w kąciku izby, a wykonawszy tę operację, pewny jest, że nadal uwolnionym będzie od dokuczliwego cierpienia. Córka domu, do której należy nakrywanie stołu, po wieczerzy wytrząsa obrus przede drzwiami chałupy, podsłuchując pilnie, z której strony szczekanie psa dochodzi jej ucha, bo stamtąd przybędzie narzeczony. I przychówkowi parobcy i dziewki tego wieczora obfitszy niż zwykle dają obrok, ażeby i on radował się ze Świąt nadchodzących; psom i kogutom zaś rzucają kromkę chleba czosnkiem zaprawioną, ażeby wzbudzić ich czujność.


Na pociechę, a często i na postrach dziatwy w Wigilię Bożego Narodzenia zjawia się Juzuf [Józef] w towarzystwie Dzieciątka Jezus. Odziany ogromnym kożuchem przewróconym, opasany powrósłem i ciężkim łańcuchem, obabrany sadzami, mając na głowie wielką czapę futrzaną, a w ręku potężną pałkę, rzeczywistym jest straszydłem dla przelęknionych dzieci, które błagalnym okiem patrzą na Dzieciątko Jezus, okryte białą płachtą, a rózgę trzymające w ręku. Gburowaty Juzuf grzmiącym głosem każe chłopcom zmówić pacierze; Dzieciątko zaś, napominając malców, zwłaszcza dziewczynki, żeby były posłuszne, bogobojne i obyczajne, opowiada, że ono tu poznosiło te piękne rzeczy, porozkładane około rzęsisto oświetlonej choinki. Ma się rozumieć, że dziatwa przyrzeka wszystko, czego od niej żądają, po czym straszliwy Juzuf odchodzi.

Gospodyni przed pójściem na spoczynek pozostałe łupiny orzechowe napełnia solą, przeznaczając po jednej dla każdego członka rodziny. Biada, jeżeli nazajutrz sól roztopiona; jest to pewny znak śmierci tego, którego imię skorupa nosi.

J. M. Fritz Zwyczaje i obyczaje ludu w Szlązku pruskim. „Tygodnik Ilustrowany 1865 nr 320 s. 202. (z: Oskar Kolberg, Dzieła wszystkie tom 43 Śląsk)

ilustracje: "Pastorałka" złożona z 7 kolęd 1915 Rys. Z. Lubańska (Stryjeńska), Kraków 1917: Wydawnictwo Warsztatów Krakowskich, ze zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie 
 
 

Pogodnych, spokojnych, radosnych Świąt Bożego Narodzenia
niech Juzuf z Dzieciątkiem Was nie omijają, 
a kolędnicy pięknie śpiewają
Glorija Glorija In Excelsis Deo

Kolędnicy, Zofia Stryjeńska

niedziela, 14 grudnia 2014

Kto widział? Kto ma?

Na allegro mieszkańcy zlokalizowali niegdyś aukcję z takimi zdjęciami.





 


Jeśli ktoś był lub jest posiadaczem tych fotografii,  a jeszcze dodatkowo potrafi je opisać, proszę o kontakt :)

piątek, 12 grudnia 2014

Od Oskara Kolberga przepis na jesienne wieczory


Wieczory przy kądzieli
Im więcej dnia ubywa, im powietrze staje się ostrzejszym, tym skwapliwiej człowiek tak w mieście, jak i na wsi szuka ciepłego kąta. Dziewuchy, wydobywszy kołowrotek lub kądziel, schodzą się gdzie w izbie, aby prząść wspólnie i długie godziny wieczorne skracać sobie opowiadaniem powiastek, które tym więcej zajmują, im treść ich straszniejsza. Rzecz naturalna, że schadzki takie nie odbywają się bez towarzystwa parobczaków, a niejedno małżeństwo kojarzy się przy tej sposobności. Jeżeli humor i mienie po temu, zebrani na taką wieczornicę spijają ponczyk z dodatkiem krepli, rodzaju ciasta smażonego, a wtenczas wieczór prędko i wesoło mija, chociaż przędzy niewiele przybywa.

www.muzeum-radom.pl
Tak jesienne wieczory na Śląsku opisywał w 1865 roku J.M.Fritz.
[i tu się zastanowiłam czy się etnograf przypadkiem nie machnął i nie pomylił ponczyku z pączkiem ;) , ale może to nie ma znaczenia]

W 1913 roku wieczory przy kądzieli doczekały się nawet podręcznika z pogadankami, jakie można w tym czasie wygłaszać, żeby czasu nie mitrężyć. (2)
 Jak się to odbywało w Koszęcinie? Moja mama wspominała wieczory (połowa lat 50tych) spędzane u koleżanki, której babcia przy kądzieli opowiadała dzieciom (wnuczkom i ich koleżankom) straszne historie.

 Jak to wyglądało? Pewnie podobnie jak tym zdjęciu z Połomii, z tego właśnie czasu (3)


Skoro już macie gotowe składniki jesiennego wieczoru to teraz szczegóły:

KĄDZIEL:

pęk włókien (lnianych, konopnych lub wełnianych) do przędzenia, umocowany na krążku przęślicy lub kołowrotka.

www.olejow.pl
KREPLE
Krepel – pulchny, drożdżowy kołocz ze můnki pszynnyj we ksztołće źdźebko plaskatyj kugle. Nojczyńśćij filůngůma kreplůw sům kůnfitury, dżym abo uowoce, nale tyż likwor, puding, szlagzana lebo ańi kyjza. Kreple sům smażůne na farba ćymno-złoto, na głymbokym feće — ze tustygo abo ze uolyju, dowńij tyż na maśle. Jako fertich je uůn zauobycz lukrowany abo uobsuty cukrym pudrym, idźe go tyż posuć kandyzowanům skůrkům apluziny abo poloć szekuladům. (4)

czwartek, 11 grudnia 2014

Dyliżans i trąbka w Koszęcinie (i okolicy).



Dyliżans i trąbka przez długi czas były atrybutami kuriera pocztowego.
O takich czasach, kiedy konne dyliżanse kursowały po koszęcińskich drogach zapewniając mieszkańcom kontakt ze światem możemy przeczytać w kilku opracowaniach i dokumentach.
Tekst Edwarda Goszyka uzupełniłam informacjami z artykułów opracowanych przez Piotra Kalinowskiego.

Każde państwo, chcąc sprawnie działać, musi mieć dobrze funkcjonującą sieć połączeń. Dziś są to: Internet, telefony komórkowe, samochody, samoloty i szereg innych. A kiedyś? Kiedyś byli to piesi gońcy, w nagłych wypadkach konni. Każdy jednak goniec, przenosząc przesyłki lub wieści na dalsze odległości, musiał gdzieś wypocząć i przenocować. Do tego najlepiej nadawały się karczmy i one były zalążkami stacji pocztowych. Także dla przygodnych podróżnych własnymi wehikułami karczmy byty miejscem popasu. Szynkarze więc musieli rozbudować swoją gospodę o część hotelową a zabudowania gospodarcze o stajnie i wiaty na powozy, bo też z czasem coraz więcej osób podróżowało. Dla wygody pasażerów należało budować powozy nie tylko kryte, ale i szczelnie osłonięte. Tak to powstały różnej wielkości dyliżanse pocztowe.

Połączenie było gwarantowane przez Pruski Królewski Urząd Pocztowy, który prócz przewozu listów i paczek zajmował się również przewozem podróżnych.

Po pierwszej wojnie śląskiej (1740-42) austriacka sieć pocztowa przestała istnieć na zagarniętych przez Prusy części Śląska. Rząd w Berlinie podzielił zdobycz na dwie prowincje — Legnicką i Wrocławską i zaraz też między Berlinem a stolicami tych prowincji uruchomił połączenie pocztowe. Jednak organizacja wewnątrz prowincjonalnej sieci przebiegała wolniej, raczej z północy na południe. Do Lublińca dotarła po drugiej wojnie śląskiej w r. 1748. Wtenczas uruchomiono stacje pocztowe w Dobrodzieniu, Lublińcu i w Woźnikach.

Lubliniec był punktem końcowym głównego połączenia z władzami regencji we Wrocławiu, prowadzącego przez Dobrodzień, Olesno i Kluczbork. Trasa z Opola do Dobrodzienia miała podrzędne znaczenie i była obsługiwana tylko przez pieszych gońców.

Początkiem XIX w. działalność śląskich poczt poważnie zakłóciły wojny napoleońskie. Po ich zakończeniu władze w Berlinie uznały za wskazane utworzyć nową prowincję (1816) — Górny Śląsk — z siedzibą regencji w Opolu. Tam zaistniała nowa dyrekcja poczt, pod którą podlegał też powiat lubliniecki. Sam Lubliniec jednak aż do r. 1824 był stacją końcową pojazdów pocztowych z Wrocławia. Tu od dawna istniały już połączenia kariolkowe z Częstochową, Tarnowskimi Górami i Woźnikami. A kariol to z francuska jednokonny dwukołowy otwarty powóz z bagażnikiem, zabierający, prócz woźnicy, najwyżej dwóch szczupłych pasażerów.

dyliżans na ryneczku w Piasku, gdzie schodziły się drogi z Lublińca, Woźnik i Tarnowskich Gór (il. P.Kalinowski Spacerkiem po Woźnikach)


środa, 10 grudnia 2014

Sobczyk sobie dobrze żyje

Pamiętacie opowieść o rabsiku Sobczyku, którą Jan Myrcik przerobił na legendę? Oraz prawdziwą historię jego życia?
Trafiłam dzisiaj na jedną z piosenek o Rabsiku :)

 Sobczyk sobie dobrze żyje




Sobczyk sobie dobrze żyje

Sobczyk1 sobie dobrze żyje, wszędzie go szukają.
Kto wie, kaj2 się borok3 kryje, jesce go nie mają.
Choćbyście go z świecą po świecie szukali,
to go nie znojdziecie, bo byście go nie poznali.
Wiesz kaj Ameryka? Tam szukaj Sobcyka,
albo jesce w lesie tuplówka4 cię zmiecie.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Dom Kultury w Koszęcinie w latach 1961 - 1974 - prośba

15 listopada minęło 55 lat, od kiedy rozpoczął działalność dom kultury w Koszęcinie, do dziś działający w tym samym (choć nie takim samym) miejscu.
W latach 1961 - 1974 kierownikiem domu kultury była Zofia Izdebska - moja Babcia.
Chciałabym lepiej poznać historię domu kultury z tamtego okresu.

Stąd moja prośba do mieszkańców Koszęcina - jeśli posiadacie zdjęcia, dyplomy, nagrody (które jedynie chcę sfotografować, nie potrzebuję ich nawet pożyczać jeśli są dla Was cenną pamiątką) lub chcecie się podzielić wspomnieniami z tamtego czasu proszę o kontakt.

Katarzyna Mańko, tel. 506 919 865, e-mail: wkoszecinie@zeslaska.pl


Na chybił trafił z archiwum domowego: 
zawiadomienie o zmianie wynagrodzenia kierownika Osiedlowego Domu Kultury w Koszęcinie (avers)

 i odręczne notatki na tym, co było pod ręką ;) (rewers)




niedziela, 7 grudnia 2014

Z teki Wiktora Gosienieckiego - Kościół w Trójcy pod Koszęcinem 1925

Natknęłam się dzisiaj na przepiękną litografię pokazującą nasz kościół na Trójcy. To jest tego rodzaju grafika, od których nie mogę oderwać oczu. Nie obraziłabym się gdybym dostała taką od aniołka ;)



Pochodzi z teki Wiktora Gosienieckiego - malarza, konserwatora zabytków, witrażysty, pedagoga.


To grafika z cyklu „Zabytki Sztuki Rodzimej Polski Zachodniej”, nad którym Gosieniecki pracował przez prawie 50 lat - Zeszyt 3 Województwo Śląskie, 1925rok.

Zebrałam obrazy z tego zeszytu (z tek nr 390 i 202 (500 numerowanych egzemplarzy) w jeden folder. Oglądajcie. 
Szczególnie zachwyciły mnie obrazy z Łagiewnik (w których spędziłam nie tak dawno pół roku na wolontariacie i które darzę sporym sentymentem) - bo są to bardzo nieliczne zachowane widoki  z tego kościołka, który spłonął 3.10.1961 roku.

Poddani pruskiego generała Adolfa Hohenlohe na wojnach napoleońskich.



Żołnierze wojen napoleońskich. (1)
Po wygaśnięciu Rewolucji Francuskiej cesarz Napoleon rozpoczął proces siłowego jednoczenia Europy. W 1805 roku pod Austerlitz rozbił doszczętnie armię austriacko - rosyjską, a w zawartym pokoju wymusił zrzeczenie się przez cesarzy austriackich tytułu Cesarzy Rzymskich oraz rozwiązał Święte Cesarstwo Rzymskie Narodów Niemieckich, istniejące od X wieku. Rok później pod Jeną doszło do kompletnego rozbicia również armii pruskiej. Król pruski zgodził się na uzależnienie polityczne swego kraju od Francji oraz na stacjonowanie w Prusach wojsk francuskich. Europa powoli uznawała zwierzchność Napoleona.
Sytuacja odmieniła się w 1811 roku. Stacjonujące na Śląsku wojska francuskie zablokowały handel. W górnośląskich hutach wzrosły zapasy żelaza, którego nie było gdzie sprzedać. Prowadziło to do bezrobocia i głodu. Nastroje antyfrancuskie pogłębiły się jeszcze po przemarszu wielkiej armii w 1812 w drodze na Moskwę, która za pomocą kontrybucji i gwałtów w sojuszniczym kraju prowadziła własne zaopatrzenie. Na wieść o przegranej Napoleona pod Moskwą zmieniła się także sytuacja u dotychczasowego sojusznika. Na Śląsku rozpoczęto tworzenie nowej armii pruskiej, tym razem na podstawie ustawy o powszechnej służbie wojskowej z 1811. Odwrót wojsk napoleońskich z pod Moskwy zakończył się przegraną w bitwie pod Lipskiem 18 X 1813 roku.
 Nic zatem dziwnego, że dla Prus rok 1813 był rokiem szczególnym, w którym doszło do znaczących reform państwa i zrzucenia zależności od Francji, a data bitwy pod Lipskiem była świętem państwowym, obok urodzin króla.

 Nie wszyscy powrócili z tych wojen. Z naszego powiatu zginęli w walce, lub zmarli na wskutek odniesionych ran następujący żołnierze: z Babienicy: Bartholomäus Badura (16.10.1813 Lipsk), Martin Dubiel (szpital we Wrocławiu), Simon Dubiel (szpital), Jakob Maichrzik (Erfurt), Jakob Maruszczyk (+1817), Jakob Matuzik (Marburg), Lorenz Matuzik (+1818), Franz Wozignoj (szpital); z Boronowa: Franz Broll, Chrostoph Machon, Ignaz Poks, Karl Prozek; z Dębowej Góry: Michael Hernik, Caspar Skrzipczyk; z Dobrodzienia: Thomas Giesa (Lipsk); z Hadry: Gottlob Jedzinski (+30.03.1867); z Kalet: Franz Urzysicok; z Kamienicy: Eisermann (+1817), Woitek Gawel (+1816), Valentin Hora (+1830), Joseph Jarczynski (+1833), Paul Jartzynski (Erfurt), Michael Jarzombek, Valentin Jendryzik, Andreas Kadlubek (+1833), Vinzenz Logiewa (szpital), Michal Woizyk (Drezno), Philipp Zowodni (Erfurt); z Kuczowa: Blasius Marusczyk; z Lublińca: porucznik Franz von Blacha, Johann Polotzek, Karl Rösler (+10.09.1952) - odznaczony krzyżem żelaznym, Lorenz Sock, Paul Schliwa, Jakob Warwaß; z Lubszy: Valentin Matusik (+2.05.1813 Groß Görschen), Franz Opuchlik (szpital), Matthias Powroznik (+1826), Matthias Szapa (+1830); z Molnej: Karl Wilhelm Fordan - odznaczony krzyżem żelaznym; z Pawonkowa: Johann Bottor, Mathias Czichon, Blasius Czuday, Peter Gosgornik, Andreas Loesch, Kaspar Scheffczik, Kaspar Wichary, Joseph Wipler, Matthäus Wonczik; z Piasku: Freidrich Elsner (Erfurt), Friedrich Lindel, podoficer Friedrich Winkler (szpital); z Psar: Bartholomäus Biegaj (Erfurt), Martin Biegaj (szpital), Sebastian Jurczyk (Erfurt), Johann Luszczyk (+1832), Matthias Plona (+1837), Johann Przyrowski (Erfurt), Johann Rogotz (Erfurt); z Rusinowic: Bernhard Danisch; z Sadowia: Adam Bischock, Franz Broll, Martin Broll, Ignatz Focks, Joseph Foks, Johann Gagulla, Jura Gawenda, Woiteg Gawenda, porucznik Greinert, Urban Kowalsky, Joseph Ligon, Franz Logiewa, Wenzel Mazur, Jacob Mikaschek, Wawrzin Ordon, Carl Proczek, Sandrowitzky, Franz Scheffler, major Ferdinand von Schill, Casper Skrzipzek, Andreas Stachura, Johan Stolisch, Anton Wiatrek, Balzer Winkler; z Wierzbia: Gottlieb Cierpka (+21.03.1868); z Woźnik: Albert Bazan (szpital), Andreas Broll, Franz Budzinski, Gregor Bulka, Andreas Cwielong, Philipp Dlugos, Stephan Gwozdzik (Tarnowskie Góry), Johann Hock, Blasius Janus, Anton Jarzombek, Simon Jarzombek, Peter Kidawa, Valentin Knoppik, Gottlieb Krall (+1866), Kasimir Maxis, Philip Maxisch, Matthäus Maxys, Matthäus Muschik, Jakob Nawrothek, Johann Nawrothek, Joseph Nawrothek, Franz Neumann, Valentin Neumann, Andreas Nowak, Bartholomäus Ordon (Tarnowskie Góry), Michael Ordon, Philipp Ordon, Lukas Paliga, Bartholomäus Pietzona (Tarnowskie Góry), Gregor Pichula, Anton Peudola, Plitzko (+1890), Valentin Rupik, Joseph Rzepka, Valentin Schißler (Bautzen), Matthäus Schiwek, Peter Schiwek (Lipsk), Jurek Schreter, Johann Slotta, Franz Skopp, Johann Skopp, Anton Sosnitza, Macei Ulfig, Joseph Wengier, Matthäus Wieczorek, Stephan Wylezalek.

 Ci, którzy powrócili z wojny nie zostali pozostawieni sami sobie. W 1853 roku, a więc w 40 rocznicę bitwy pod Lipskiem, dla najbardziej zasłużonych Król Pruski przyznał nagrody 10 talarowe. (Dla porównania: cena chleba = 2 grosze (1/15 talara), a cena małego domku w Woźnikach około 100 talarów.) Nagrody te otrzymali: Mathus Kopitzara z Dobrodzienia, Valentin Jasznowski i Bartek Matziol z Gosławic, Matusz Nowok z Gwoździan, Blasius Prudlo z Jeżowej, Batholomeus Gawel z Kamienicy, Paul Dziuk z Koszęcina, Johann Feuer z Ligoty Dobrodzieńskiej, Joseph Kramer z Molnej, Franz Parys ze Strzebinia, Ludwig Kukowka z Wierzbia oraz Andreas Schefczyk i Albert Wengierek z Woźnik.

 Dnia 15 października tego roku, w dniu urodzin króla, książę Adolf zu Hohenlohe - Ingelfingen z Koszęcina urządził spotkanie weteranów wojny, na które zaprosił ponad 150 byłych żołnierzy z całego powiatu. Spotkanie to odbyło się w zameczku myśliwskim w Koszęcinie (w Krywałdzie?) na koszt księcia, a każdemu z obecnych wręczono dodatkowo po 10 talarów z kasy Regencji Opolskiej. Na spotkanie to zaproszeni zostali: Lorenz Matuszik, David Schweitzer i Mathus Winkler z Babienicy; Woitek Prudlo z Bobrowa; Carl Kaminski z Bogdały; Gregor Bambinek, Simon Broll, Jakob Duras i Joseph Kopiciok z Bruśka; Jacob Czudai i Franz Rottau z Bzinicy; Johann Jmach z Chwostka; Bartholomäus Froin i Woitek Kochanowski z Ciasnej; Joseph Rottau z Cieszowej; Jgnatz Golombek i Joseph Polk z Dębowej Góry; Iohann Iacubek i Iacob Scholz z Dobrodzienia; Johann Pox i Andreas Seraphin z Droniowic; Johann Ogiewa z Drutarni; Gabriel Dylka i Jacob Kutzera z Dzielnej; Peter Drapatz, Peter Kandzia i Peter Winkler z Glinicy; Anton Kucharski i Franz Prudlo z Główczyc; Andreas Nowak z Gwoździan; Franz Schieronski z Hadry; Andreas Bienek z Harbułtowic; Anton Polloczek i Johann Schikora z Jawornicy; Johann Bloch, Balcer Krafczyk, Franz Mrozek, Michael Mrozek, Johann Nowak i Mathus Respondek z Jeżowej; Johann Burzik z Kaliny; Woitek Gawel, Mathaus Lagiewa i Lorenz Woisch z Kamienicy; Woitek Widera z Klekotnej; Lucas Chmiel, Andreas Dubiel, Anton Pawelczyk, Andreas Pyka i Mathus Syguda z Kochcic; Johann Dramski, Thomas Ianetzek, Mathus Imach, Thomas Irrek, Leopold Lebek, Jacob Mlynek, Johann Odoy, Franz Pielloth i Carl Stachura z Koszęcina; Anton Koza, Anton Pluta, Franz Pluta i Jgnatz Pluta z Kośmider; Balcer Sappa z Kuczowa; Johann Pach z Ligoty Dobrodzieńskiej; Johann Skatulla z Ligoty Woźnickiej; Mathias Fröhlich z Lisowa; Martin Schneila i Christek Skaletz z Lisowic; Johann Lukossek, Lorenz Lukossek, Adam Mathussek, Paul Seraphin i Gregor Zollka z Lubecka; Iacob Gryga i Woitek Respondek ze Zwozu; Heinrich Herrmann Ioseph Gernoth, Mathias Ianischowski, Franz Kopitto, Jgnatz Muschallik, Thomas Schendera i Franz Theil z Lublińca; Matheus Froch, Johann Philippczyk i Simon Philippczyk z Lubszy; Woitek Thomalla z Łagiewnik Wielkich; Woitek Aniol i Gabriel Kopitto z Łagiewnik Małych; Franz Slotta z Łanów; Urban Mnich i Christian Nier z Makowczyc; Blasius Ioschonek i Anton Schramm z Molnej; Franz Glenz i Franz Kieroth z Panoszów; Blazek Piofczyk,Michael Piofczyk, Christian Swoboda, Bartek Wichary i Franz Wieczorek z Pawonkowa; Johann Graff, Peter Lepich i Jendra Pultzer z Piasku; Jacob Biela z Piotrowic; Bartek Kosa, Johann Nieslony, Johann Pach i Andreas Skiba z Pluder; Anton Hoinca z Psar; Carl Gratza z Rędzin; Ioseph Gansinez i Georg Widerra z Rusinowic; Johann Mollenda, Peter Mothyl i Iohann Widerra z Sadowia; Mathus Michallik z Sierakowa; Iendra Bonk, Johann Kandora, Mathus Kandora i Bernhard Sokalla ze Skrzydłowic; Franz Biela i Blazek Soika z Solarni; Joseph Bulla, Nicolaus Koczyba, Franz Ligon, Franz Maniura i Georg Smolla ze Strzebinia; Jacob Iendrusch, Martin Kaziur i Anton Schafarczyk ze Szemrowic; Fabian Kutina z Wędziny; Iohann Hock, Blazek Ianus, Iohann Nawrottek, Paul Ruppick, Thomas Schroetter, Johann Slotta, Mathias Ulfig i Stephan Wylezalek z Woźnik; Andreas Chmielorz z Zamku Lublinieckiego; Stanislaus Drinda ze Zborowskiego oraz Andreas Broll, Valentin Ruppich i Paul Ruppich z Zielonej.

Następną wielką akcję w celu upamiętnienia żołnierzy walczących o wyzwolenie Prus z pod napoleońskiego jarzma podjęto w 1913 roku. Wtedy na terenie całego powiatu w kościołach i magistratach odnowiono tablice z nazwiskami poległych żołnierzy. Tablice takie wisiały: w Ratuszu w Woźnikach (2), w kościele parafialnym w Lubszy (3) i w kościele ewangelickim w Piasku (1), w kościele parafialnym w Boronowie (1), w kościele parafialnym w Sadowiu (1), w kościele parafialnym w Molnej (1), w kościele parafialnym w Lublińcu (1), w kościele ewangelickim w Lublińcu (1), w kościele parafialnym w Pawonkowie (1) oraz do 1846 w kościele parafialnym w Dobrodzieniu (1). Na każdej z tych drewnianych tablic widniał krzyż żelazny (najwyższe pruskie odznaczenie wojskowe) oraz napis w języku niemieckim: "Polegli za Króla i Ojczyznę w Wielkiej Wojnie w latach 1813, 1814, 1815".

Nie istniejąca tablica z Sadowa (2) "Z tej parafii umarli dla Króla i Ojczyzny: "


Po podziale Górnego Śląska pomiędzy Polskę i Niemcy w 1922 zaczęto usuwać ślady pruskiej historii tej ziemi, a proces ten nasilił się szczególnie po 1945 roku. Do dnia dzisiejszego zachowała się tylko jedna tablica w kościele ewangelickim w Piasku, gdzie była dobrze ukryta i dopiero podczas remontu generalnego ujrzała ponownie światło dzienne. 
 
tablica z Piasku (3) "Z tej parafii umarli w latach wojny 1813, 14 i 15 dla Króla i Ojczyzny:..."
Obecnie jest to najprawdopodobniej jedyna tablica tego typu na Górnym Śląsku i w 2001 roku staraniem Władz Samorządowych Woźnik oraz Zarządu Ruchu Autonomii Śląska została wpisana do Rejestru Miejsc Pamięci Województwa Śląskiego.




(1)     Piotr Kalinowskim Wykaz żołnierzy Freikorpsu von Lützova walczących z armią napoleońską w latach 1813 – 1815, www.wozniki.pl [historia/ dawni mieszkańcy/wykaz...]
(2)     Jan Myrcik Epitafium dla poległych Koszęcinian, Pro Memoria tom I
(3)     ibidem